 |
 |
Mali poligloci
O urokach Włoch nikogo nie trzeba przekonywać. Dla Marka Koźmińskiego wyjazd do słonecznej Italii był spełnieniem najśmielszych snów. Mają 21 lat ze srebrnym medalem. zdobytym na piłkarskim turnieju olimpijskim w Barcelonie w 1992 roku, trafił do Udine. Tam został zawodnikiem miejscowej drużyny, występującej w serie A. Wraz z nim pojechała jego żona Joanna. Oboje są rodowitymi krakowianami. - Już sam fakt, że znalazłem się wówczas w najsilniejszej lidze na świecie, był dla mnie ogromnym przeżyciem. Otrzymaliśmy wspaniałe mieszkanie, samochód. Wszystko się nam tam podobało, tym bardziej, że w Polsce w tamtych latach panowała szarzyzna - wspomina Marek.
W 1995 roku Koźmińskim urodził się pierwszy syn - Jakub.
- Włosi w specyficzny sposób podchodzą do wychowywania dzieci. Po prostu na wszystko im pozwalają. W Polsce bardziej trzyma się je pod kloszem. We Włoszech dzieci można spotkać na każdym kroku. Tam nikogo nie dziwi, że małe brzdące siedzą z rodzicami w lokalach i spożywają posiłki. Nam to zaimponowało, a przede wszystkim ułatwiło życie. Kiedy Jakub miał parę tygodni, chodziliśmy z nim na kolację do restauracji - twierdzi Marek.
Jak każdy mały chłopak, Kuba lubi się bawić z rówieśnikami. W przedszkolu w Udinie szybko nawiązał z nimi kontakt, a co najważniejsze błyskawicznie nauczył się mówić po włosku. Kiedy Marek przeniósł się do Brescii, niespełna pięcioletni Jakub zaczął chodzić na piłkarskie treningi.
We Włoszech dzieci rozpoczynają naukę w szkole mając sześć lat Jakub od początku był pilnym uczniem, ale wkrótce tata przeniósł się do Salonik i Kuba trafił do angielskiej szkoły. W niej znowu szybko nauczył się nowego języka. Po ostatniej przeprowadzce do Polski Koźmińscy posłali syna do szkoły brytyjskiej w Krakowie z językiem wykładowym angielskiem.
- W szkole brytyjskiej Jakub ma sporo nauki. Oprócz angielskiego, obowiązkowym językiem jest polski. Nadal uczy się włoskiego, chodzi na basen i zajęcia wychowania fizycznego. Jak na niespełna ośmioletniego chłopca to już dużo. Zajęcia zaczyna zwykle o godzinie 8.30, a kończy o 15.30. W niczym mu jednak nie przeszkadza. Lubi po prostu się uczyć, a na zabawę też znajduje czas - zapewnia Marek.
Koźmińscy mają jeszcze jednego syna. Jest nim czteroletni Maciek. Uczęszcza on do włoskiego przedszkola w Krakowie, prowadzonego przez siostry zakonne z Italii. On podobnie jak starszy brat Jakub. ma zdolności do języków obcych.
źródło: Dziennik Zachodni
Redakcja www.Gornik.Zabrze.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, które są niezależnymi opiniami czytelników serwisu. Jednocześnie redakcja zastrzega sobie prawo do kasowania komentarzy zawierających wulgaryzmy, treści rasistowskie, reklamy, itp.
|